3 listopada 2012

Wierszopad


kolorowe papugi uciekły z twarzy
do ciepłych snów
gdy jesień zrosiła deszczem
wzgórze na policzkach

z włosów spłynęły wodniste obłoki
w rozlanym mleku kot
odcisnął litery

wiatr z piersi rozdmuchał złote sylaby
czerwone słowa opadły
z liśćmi i zostawiły ślad
na ustach

ostatni wers jak zmoczone pióro
rozdarł papierowe serce

moje białe motyle
czekają w kosz(yk)u 
na słoneczny bukiet 
spleciony z dłoni

20 września 2012

xxx (26664 dni temu spotkaliśmy się)

I

26664 dni temu spotkaliśmy się
w szkolnej szatni
powiedziałem że jestem twoim wieszakiem
a ty moim ubraniem

na rozpoczęciu roku szkolnego
zamknąłem cię w szafie
otuliłem rzęsami
zaryglowałem spojrzeniem

kiedy wypuściłem cię
ze swoich objęć padliśmy na siebie
na ziemię
leżeliśmy tak na krańcu świata
100 metrów dalej Józek na kolanach
padł przed Marysią i wyszeptał że jest już szczęśliwy

byłem z tobą w obozie
rodzice nas nie widzieli
nawet Bóg o nas zapomniał
mogliśmy grzeszyć ile ciało (za)pragnie

nocą patrzyliśmy na pęknięte gwiazdy
wdychaliśmy zapach (roz)palonych ciał
pamiętam że podzieliłem się z tobą kawałkiem
skwierczałego serca
żebyś nie zapomniała
jak smakuje mięso

w twoich zlepionych włosach zanurzyłem wargi
nie krzyczałaś kiedy zjadłem wszy
tylko zadrżałaś
jak zmarznięte marzenie które leżało
pod oszronioną bramą

siedzieliśmy na torach trzymając się za ręce
rozdzieliły nas wagony przepełnione
białymi źrenicami

wszystkie twoje mięśnie i nerwy przerobili
na towar eksportowy
kości zostały rzucone
do pieca

II

starszy o 73 lata doświadczeń
spotykam cię
w przycmentarnej szatni
bez ciała jesteś
jeszcze bardziej nieziemska

piękna Beatrycze
stoi przed tobą usłużny
poeta który zamknął cię  
w swoim wierszu

abyś mogła wiecznie płynąć
we wspomnieniach


01.09.2012

11 lipca 2012

Roztopy

ziemia wyblakła zadrżała
kiedy bocian wbił się w jej żyłę
roztopiony lód unosił ludzi
ponad dachy

mój mąż sczezł
wśród mężczyzn
nagich jak drzewa które woda obdarła
z człowieczych liści

zaszyłam się w zasuszonym konarze
trzymając się rzęs
(nie)dostrzeżonego Stwórcy

sina twarz płynęła przede mną
założyłam napęczniałą maskę
mojej córeczki
i udawałam że jestem dzieckiem
mając (nie)świadomość tego
że Bóg jest tak samo sprawiedliwy

na ponton
i podziurawione życie
nie musiałam dłużej czekać

3 lipca 2012

Podróż (meta)fizyczna

potem zabrałem cię na spacer gdy staliśmy na wybrzeżu klifowym wypowiedziałem zaklęcie trzymajmy się za dłonie dopóki są jeszcze ciepłe Piotr Macierzyński, XXX [gdy porwałem cię nad morze nic mi nie przeszkadzało] w Oviedo podziwialiśmy ścieżki podeptane przez deszcz nowy szlak przetarła łza która odłączyła się od wspomnień z naszych głów myśli spadały w kałużę czerwonego wina topiliśmy się razem w siwych obłokach w Manoppello pomarszczone ulice wyły do księżyca potykając się o latarnie szukaliśmy blasku w zapadniętych oczach kiedy poranny wiatr rozdmuchał cienie i skruszył skalne wargi coraz śmielej wędrowaliśmy zakurzonym kanionem nasz ostatni przystanek jest w Turynie dlatego splećmy dłonie zanim wsiąkną w całun

6 marca 2012

Elektropiekłownia

był fantastą z marzeniami na karku do czasu
kiedy socrealizm nie przyodział go w uniform robotnika
i zaciągnął do pracy 
na rzecz społeczeństwa

wciąż na jednej zmianie
od ściany do ściany
i tylko chwila na zimny prysznic w kroplach potu
mózg wyciskał się jak gąbka 
wystarczył moment nieuwagi żeby rozmazać sobie oczy
i wyważyć szczękę

w razie potrzeby chowałem głowę 
do pieca
i udawałem że rozmawiam 
ze swoim drugim odbiciem w ogniu
nie widziałem który pracownik dobił targu z pryncypałem
a kogo przymknęli
żeliwnymi drzwiczkami

w nocy leżałem na ludziach
rozmyślałem nad sensem pracy
i karykaturą łóżka
rano budziły mnie głosy (nie)rządu
z radia które wisiało nade mną
jak krzyż pod sufitem

odważyłem się obnażyć zęby i język
szukałem wolności w tlenie
inni uznali mnie za wariata
który chciał dokonać samospalenia

kiedy ostatni raz patrzyłem na te czerwone twarze
i rozpalone policzki robotników
miałem nadzieję że pójdą na mną
ale do drzwi mojego mieszkania towarzyszył mi tylko
swąd ich ciał

uciekł z elektropiekłowni
obdarty ze skóry z wywleczoną duszą na ramieniu
przyszedł do domu i zabrał moje ciało
jak ostatnią kartkę pamiętnika

wtedy tez po raz pierwszy poczułam
że kruszeją fundamenty naszego świata
betonowych powiek

26 stycznia 2012

Bajkowe miasto

po chodniku skacze Dziewczynka z gumkami
(we włosach)
głaszcze główki wspomnień
i zapala papierosy

na placu Kubuś Puchatek
w tęczowym kubraczku krzyczy
miodowymi ustami

„bezdzietni
mężczyźni

eteryczni
nieetyczni

łączmy się”

Alicja z krainy kanałów
idzie rynsztokiem i uśmiecha się
do o(d)bitych twarzy w wodzie

Mały Książę ulicy patrzy
ile stron książki przyda się na ognisko
ile plików gazet wystarczy na łóżko
nieśmieszna śnieżna księżna nikogo nie oszczędza
w nocy

Mała Syrenka uczy się chodzić
bez wózka
jej pierwszy raz na nogach trwał tyle co
kopanie leżącego i przyjazd karetki
z wózkiem

a mój Kot wędruje w butach
jak włóczykij toczy swój los
na krawędzi życia
kiedy ja w domu gryzę ściany i czytam dziecku bajki
on pije whisky w barze i wraca nad ranem 
bez duszy

9 stycznia 2012

Totalne panowanie

z piekłolicej masy utworzę
przyszłe pokolenie uśmiechów
rozdętych jak puste brzuchy dzieci

nocne mary ujrzą światło dnia
i uklękną przed moim butem
wdepniętym w martwe dusze starców

oswajam się z myślą
że zaistnieję jako idealny władca
w gnijących sercach potomków

wyryję w czaszkach 
nowy obraz błogiej (nie)świadomości
która utuli do snu niedojrzałe ciałka

trzymając w dłoni pęk słów
stanę u progu ludzkości
płonącej jak żywa pochodnia tłuszczu

nim czas przecedzi wątpliwe myśli
wypijecie ze mną dzban afrodyzjaku
za moje sprośne życie

i zdrowie kata który mnie urodził