był fantastą z marzeniami na karku do czasu
kiedy socrealizm nie przyodział go w uniform robotnika
i zaciągnął do pracy
na rzecz społeczeństwa
wciąż na jednej zmianie
od ściany do ściany
i tylko chwila na zimny prysznic w kroplach potu
mózg wyciskał się jak gąbka
wystarczył moment nieuwagi żeby rozmazać sobie oczy
i wyważyć szczękę
w razie potrzeby chowałem głowę
do pieca
i udawałem że rozmawiam
ze swoim drugim odbiciem w ogniu
nie widziałem który pracownik dobił targu z pryncypałem
a kogo przymknęli
żeliwnymi drzwiczkami
w nocy leżałem na ludziach
rozmyślałem nad sensem pracy
i karykaturą łóżka
rano budziły mnie głosy (nie)rządu
z radia które wisiało nade mną
jak krzyż pod sufitem
odważyłem się obnażyć zęby i język
szukałem wolności w tlenie
inni uznali mnie za wariata
który chciał dokonać samospalenia
kiedy ostatni raz patrzyłem na te czerwone twarze
i rozpalone policzki robotników
miałem nadzieję że pójdą na mną
ale do drzwi mojego mieszkania towarzyszył mi tylko
swąd ich ciał
uciekł z elektropiekłowni
obdarty ze skóry z wywleczoną duszą na ramieniu
przyszedł do domu i zabrał moje ciało
jak ostatnią kartkę pamiętnika
wtedy tez po raz pierwszy poczułam
że kruszeją fundamenty naszego świata
betonowych powiek