27 listopada 2011

Henryk VIII Tudor – angielski „poligamista” XVI w.

Henryk VIII z dynastii Tudorów zapisał się na kartach historii jako głowa Kościoła anglikańskiego. Jednakże ja dziś w tym artykule poruszę inną, dość kontrowersyjną, a zarazem ciekawą kwestię dotyczącą życia osobistego króla Anglii. Mianowicie Henryk zasłynął z tego, że był „właścicielem” aż sześciu żon. Celowo użyłam słowa „właściciel”, gdyż większość kobiet traktował przedmiotowo, chcąc zaspokoić swoje wymyślne obsesje dotyczące męskiego potomka, którego nieudolnie próbował spłodzić.
Pierwszą lubą młodziutkiego Henryka VIII była Katarzyna Aragońska pochodząca z Hiszpanii. Kobieta wyniosła z małżeńskiego łoża Marię zwaną Krwawą. Nie sprostała oczekiwaniom króla, którego marzeniem było „męskie nasienie” w kołysce i przyglądanie się swojej latorośli, jak przygotowuje się do dzierżenia władzy po tatku. Małżeństwo z Katarzyną wydawało się być udane i korzystne, gdyż kobieta była gwarantem pokojowych stosunków z Hiszpanią, przywiodła do Anglii pokaźny posag i oczywiście była sprawna seksualnie. Jednak Henryk nie był w pełni usatysfakcjonowany małżeństwem i w niedługim czasie porzucił hiszpańską damę.
Henryk był w kwiecie wieku i potrzebował kobiet do zaspokojenia swoich, jakże męskich, potrzeb. Perspektywa posiadania syna nie współgrała z jego przelotnymi romansami, toteż Tudor szukał kolejnej żony jako stabilnego planu na stworzenie męskiego potomka. Wzrok zawiesił na Annie Boleyn, która okazała się być jeszcze bardziej bezwzględna niż jej przyszły małżonek. Ponadto była siostrą Marii, z którą Henryk w młodości romansował. Zdecydowany charakter Anny skusił Henryka do zawarcia małżeństwa 1533 roku. Jednak i ta para okazała się niewypałem. Kobieta urodziła dziewczynkę Elżbietę (która później została królową Anglii), a dwie ciąże poroniła z czego z jednej urodził się martwy chłopiec. Niezadowolenie Henryka znalazło ujście w skazaniu Anny na śmierć, po udowodnieniu małżonce zdrady, używania czarów i kazirodczego związku z bratem (zarzuty były sfabrykowane).
Po kilku dniach od śmierci Anny Henryk doznawał rozkoszy w łóżku z nowa żoną - Jane Seymour. Jako jedyna spośród kobiet urodziła upragnionego syna Edwarda, który miał w przyszłości odziedziczyć tron. Jane nie przeżyła porodu i niestety opuściła ziemski padół, krótko racząc Henryka swoimi łagodnymi cechami i delikatnością, a król widząc, iż jego syn Edward jest chorowity (być może to cechy dziedziczne po matce) postanowił ożenić po raz czwarty.
Wybranką Henryka okazała się być Anną z Kleve. Małżeństwo miało bardziej charakter polityczny, aniżeli miłosny. Henryk po raz pierwszy ujrzał kobietę na obrazie namalowanym przez Holbeina. Malarz wykazał się nie lada inwencją twórczą i pomysłowością, gdyż stworzył wyidealizowany wizerunek w rzeczywistości niezbyt urodziwej Anny. Henryk po obejrzeniu obrazu i za namową innych poślubił młodą niewiastę, która miała tyle do gadania co nioska w kurniku. Jednak nieatrakcyjność Anny coraz bardziej raziła Henryka, dlatego wymagający król rozwiódł się w niedługim czasie.
Opasły i starzejący się władca posiadał zbyt wysokie mniemanie o swojej osobie i przeliczył się co do małżeństwa z  Katarzyną Howard sądząc, że młoda dziewczyna będzie z przyjemnością kochać się w jego tłustych ramionach. Katarzyna swoje miłosne podboje zaliczała m.in. u dworzanina Thomasa Culpepera. Nietrudno przewidzieć reakcję króla, który dowiedział się o wybrykach żony. Kobieta została ścięta podobnie jak jej kochanek.
Można pomyśleć, że Henryk z przyzwyczajenia wziął kolejny, szósty już ślub. Katarzyna Parr w przeciwieństwie do poprzedniczek stała się ukojeniem dla króla i przystanią od jego swawolnego życia z kobietami. Katarzyna przeżyła swojego męża i tym samym po raz trzeci stała się wdową.
Po śmierci Edwarda, jedynego syna Henryka, który zmarł w młodzieńczym wieku, królową Anglii została Maria Krwawa, a później Elżbieta I Tudor.
Barwny kalejdoskop żon Henryka niewątpliwie sprawił, że król zasłynął w świecie historii jako kobieciarz i wymagający kochanek, bezwzględnie dążący do swoich chorych pragnień i zaspokojenia wybujałych ambicji.


1 września 2011

Przebudzenie

literki w porannej gazecie
są jak ziarenka gorzkiej prawdy
rzucone na blat mózgu

popijając mętną kawę rozrzedzam myśli
i składam machinalnie pocałunek 
na ustach filiżanki

uwolnienie gorących uczuć
schowanych jeszcze pod powłoką snu
odbywa się w moim tempie

otwieram szerzej ok(n)o
i spoglądam w głąb świata

obserwuję pędzący pociąg
przecinający krwistą łunę na zachodzie

w spóźnieniu wywabię
ostatnie plamy na sumieniu

i ucieknę w stan nieświadomości
gdzie wszystko inne przepływa przez palce
i odlatuje w niepamięć

22 sierpnia 2011

Bolesław Zapomniany - domniemany władca czy odważny tradycjonalista?


Postać Bolesława Mieszkowica zwanego Zapomnianym do dzisiejszych czasów osnuwa mgła tajemnicy i powątpienia. Przez jednych nazywany legendarnym władcą, a przez innych określony mianem osoby, która swoimi czynami i panowaniem sprowokowała Kościół Katolicki do tego, aby na zawsze wymazać go z pamięci potomnych. Bolesław, bowiem jako jedyny król przeciwstawił się oficjalnie chrześcijaństwu i pragnął powrotu do rodzimej wiary. Mógł popierać tzw. reakcję pogańską (lata 30 XI wieku) i tym samym zostać potępiony przez Kościół. Przerastał on ponoć nawet okrutnych braci Piastów sadyzmem, więc został wymazany z ksiąg. Za jego panowania zburzono katedrę wrocławską, stolice biskupie, szereg kościołów i klasztorów. Jak wiadomo podręczniki szkolne milczą na jego temat z tego powodu, że Bolesław jest uznany przez większość historyków za postać nieprawdziwą. Jednak nie należy stuprocentowo wykluczać jego istnienia choćby z tego powodu, że w kilku źródłach pojawiają się przesłania, które mogłyby sugerować, że Bolesław był rzeczywiście królem Polski. W XIII-wiecznej „Kronice wielkopolskiej” znajduje się informacja o Bolesławie, pierworodnym synu Mieszka II, który objął rządy po śmierci ojca. Kronikarz jest wyraźnie wrogo nastawiony do Bolesława, wspomina, że z powodu jego „okropnych zbrodni" nie odnajdujemy go w liczbie królów i książąt polskich. Kronikarz wielkopolski pisze: "Mieszko II gdy umarł w Roku Pańskim 1033, nastąpił po nim pierworodny syn jego, Bolesław. Skoro ten został ukoronowany na króla, wyrządzał swej matce wiele zniewag. (...) Matka jego, pochodząca ze znakomitego rodu, nie mogąc znieść jego niegodziwości, zabrawszy maleńkiego synka swe­go Kazimierza wróciła do ziemi ojczystej, do Saksonii, do Brunszwiku i umieściwszy tam syna dla nauki, miała wstąpić do jakiegoś klasztoru zakonnic. Bolesław zaś z powodu srogości i potworności występków, których się dopuszczał, źle zakończył życie i choć odznaczony koroną królewską, nie wchodzi w poczet królów i książąt Polski". Jednak niektórzy podważają wiarygodność tej kroniki, mówiąc iż autor mógł pomylić naszego zapomnianego króla z księciem Bezprymem, który zmarł w 1032 r. także słynął z okrutnych rządów. Dlatego jest tak dużo wątpliwości, gdyż w kronikach Galla Anonima nie ma słowa o Bolesławie.
Jak podają niemieckie roczniki: "Po śmierci Mieszka II w Polsce całkowicie wyginęło chrześcijaństwo". Mieszko II zmarł w 1034, a informacja zawarta w rocznikach może świadczyć o tym, że w Polsce panowało tymczasowe bezkrólewie albo król, który popierał bunty i tym samym odsuwał Polskę coraz bardziej od chrześcijaństwa.
Kolejną wątpliwość budzi też Kazimierz Odnowiciel, syn Mieszka II i brat Bolesława „Zapomnianego”. On jako oficjalny król Polski nosił imię, które w żaden sposób nie wiązało się z poprzednimi władcami. Nie było zbyt „podniosłe” ani dynastyczne jak na następcę tronu. Był także od najmłodszych lat wychowywany na duchownego (chociaż historycy mówią, że przebywał w klasztorze w celu zdobycia wykształcenia). Gall Anonim pisze o dzieciństwie Kazimierza: jako pacholę do klasztoru przez rodziców był ofiarowany i tamże w Piśmie świętem wykształcony.Różne tłumaczenia słowa „oddany” (w oryginale łacińskim “oblatio”  znaczy oddanie, ofiarowanie, poświęcenie) zaciemnia całą sprawę. Czy możliwe jest wtedy, że Kazimierz, jako młodszy syn Mieszka II miał być w przyszłości duchownym, a jego brat Bolesław (który mógł posiadać imię po Chrobrym) zostać królem Polski?
W „Roczniku małopolskim” Bolesław Krzywousty nazwany jest Bolesławem IV, a zniszczony w XIX w. „Kodeks tyniecki” przypisuje Bolesławowi Śmiałemu cyfrę III. To oznacza, że Bolesław Zapomniany mógł był drugim władcą Polski z tym imieniem (pierwszy oczywiście był Bolesław Chrobry). Kolejnym powodem, dla którego Bolesław miał być wykreślony z kart historii i potępiony przez Kościół było to, że urodził się bękartem. Według Kościoła taka osoba nie miała prawa zasiadać na tronie, ale ponoć Mieszko II nie przepadał za matką Kazimierza, Rychezą, dlatego wolał na tronie obsadzić pierwszego syna z nieprawego łoża.
Ostatecznie potępiony król mógł zostać skrytobójczo zamordowany w 1038 r. kończąc żywot w wieku 24 lat. W tym czasie powraca też do kraju Kazimierz Odnowiciel. Co więc się działo z Polską w latach 1034 (śmierć Mieszka II) -1038/1039 (powrót Kazimierza) i czy możliwe jest, że w trakcie nieobecności Kazimierza rządy sprawował Bolesław?
Jak wiadomo okres średniowiecza był pod znakiem Kościoła i panowania duchownych, a w tamtych czasach tylko bycie klerem dawało możliwość wykształcenia. Kronikarze w Polsce to w większości duchowni, którzy chcieli, aby król, który wzmocnił rozłam i kryzys w kraju oraz popierał innowierców, nigdy nie istniał. Dlatego najlepszym wyjściem było „pozbycie się” władcy i sprawienie, aby pamięć o nim zaginęła i nie była hańbą dla chrześcijańskiej Polski i dynastii Piastów. Choć jest wiele wątpliwości, co do prawdziwości istnienia Bolesława, to sądzę, że nie należny negować wszystkich hipotez na jego temat. Jeśli według historyków jest to postać legendarna nie wolno o niej zapominać, choćby z tego względu, że jako jedyny król Polski, jeśli w ogóle istniał, potrafił się sprzeciwić Kościołowi i religii chrześcijańskiej siłą narzuconą na wyznawców rodzimej wiary.

8 sierpnia 2011

Globalizacja - letarg kontrolowany

Im więcej obserwuję współczesny świat, tym częściej zastanawiam się minusami i plusami globalizacji oraz jej wpływem na ludzkość.
Zauważyłam, że globalizacja coraz bardziej przyczynia się do zanikania narodowej indywidualności i szerzenia jednolitej kultury, odbieranej przez większość ludzi na świecie.
Mieszkańcy państw są konsumentami tych samych produktów, co sprawia, że ludzkość staje się jednakowa. Takimi osobami jest łatwo manipulować, gdyż ich światopogląd ukształtowany został w głównej mierze przez media, rozprzestrzeniające te same informacje na całym świecie. Dlatego w tym wypadku globalizacja jest zagrożeniem dla tradycyjnej kultury państw.
Środki masowego przekazu sprawiają, że informacje są przesyłane z ogromną prędkością i docierają do każdego zakątka Ziemi. Ludzie w ten sposób są szybko ostrzegani przez „sąsiadów”, np. przed różnymi kataklizmami . Rozwój transportu również jest korzystny i stanowi pewne udogodnienie dla ludzi. Jednak szybki przepływ informacji powoduje także błyskawiczne rozprzestrzenianie się chorób. Pojawienie się w średniowieczu epidemii dżumy spustoszyło jeden kontynent. Dziś nowa choroba zakaźna zwiastuje najczęściej pandemię. Trudno jest opanować takie zagrożenie, kiedy świat jest „globalną wioską”.
Mniejsze państwa są uzależnione od wysoko rozwiniętych, globalizacja czyni gospodarki narodowe bardziej wrażliwymi na załamania na rynkach światowych, takie jak krach finansowy, recesja czy kryzysy strukturalne – ostatnie tygodnie pokazują, jak kraje są uzależnione on jednego silnego mocarstwa.
Globalizacja jest zjawiskiem które „zmniejsza świat” do jednego rozmiaru, któremu podporządkowują się, chcąc nie chcąc, wszystkie państwa. Nowe pokolenia są „kształcone” na biernych konsumentów i odbiorców; wręcz niemożliwe jest zatrzymanie procesu globalizacji na tym etapie, kiedy ludność nie wyobraża sobie życia bez Internetu, telewizji i kultury masowej.
Mam nadzieję, że ludzie zwrócą szczególnie uwagę na to, że globalizacja to „wadliwa machina”, zabijająca tożsamość i patriotyzm.

22 lipca 2011

Głód w Afryce

Postęp – słowo to nie jednemu kojarzy się z dobrobytem i polepszeniem warunków bytowych człowieka. Nasza współczesna cywilizacja rozwija różne dziedziny życia (medycyna, fizyka, itp.). Ale czy postęp jest obecny w każdym miejscu na Ziemi, czy w tylko elitarnych grupach zwanych, dla gwoli ścisłości, państwami wysokorozwiniętymi?
Dla ludzi mieszkających w „globalnej wiosce” problem głodu jest odległy, zupełnie niedotyczący ich jakże poważnych i „światłych” umysłów. Często wiele osób nie zastanawia się nad losem zwykłego Afrykańczyka, który, aby przeżyć za 1 dolar, dzieli kromkę pieczywa chlebopodobnego na 5 części, a wodę pobiera ze studni lub bardziej prowizorycznych źródeł.
Egoistyczne zachowanie władz państw lepiej prosperujących i nieudzielenie pomocy Afryce sprawiają, że na Czarnym Lądzie głód cały czas jest obecny w dotkliwej formie.  Oczywiście należy też wziąć pod uwagę niekorzystny klimat Afryki w niektórych miejscach, który utrudnia uprawę. Dodatkowo sytuację pogłębia duży odsetek ludności, co sprawia że produkcja jest zbyt mała, aby zaspokoić potrzeby każdego Afrykańczyka.
Głód dopada zwłaszcza prowincjonalne wioski lub plemienia, dla których świat kończy się na horyzoncie. Różnice kulturowe i zacofanie nie ułatwiają zadania osobom, które chcą wspomóc głodujących. Ponadto problem finansowy sprawia, że Afryka nie jest w stanie importować towarów gospodarczych z innych krajów, a to przejawia się w życiu codziennym Afrykańczyków i pogłębia głód.
Na Czarnym Lądzie cywilizacja nie jest tak wysoko rozwinięta jak np. w Europie. Na starym kontynencie ludzie są w stanie zaspokoić swoje podstawowe potrzeby. Niestety w Afryce i innych częściach świata głód nadal będzie tematem pierwszorzędnym.
Niewłaściwe rozmieszczenie żywności i środków finansowych na świecie (w krajach wysokorozwiniętych niekiedy jedzenie jest wyrzucane do kosza) i nasza bierna postawa sprawiają, że w niektórych zakątkach Ziemi ludzie nadal będą żyć w ubóstwie i umierać z powodu głodu. 
Pomimo tego, że moje współczucie nikomu nie pomoże, to poprzez internet można "nakarmić" głodne dzieci w Polsce, wchodząc na te strony http://www.okruszek.org.pl/ i http://www.pajacyk.pl/. Chociaż to kropla w morzu potrzeb, jednak można tę drobną pomoc okazywać codziennie.

13 lipca 2011

Co Nam w duszy piszczy?

Polak myśli że potrafi
zmienić Polskę
krzycząc do ekranu szklane słowa
które potłuc można co najwyżej o kant wódki

jest tak sentymentalny
że nie potrafi pracować na obczyźnie bez nałogów
i wspomnień o towarzystwie ławeczkowym
w którym odbywały się najważniejsze debaty

Polak ma duszę romantyka
dlatego jest wrażliwy na wszelkie zrywy
i porywy wiatru który nasila się po kilku głębszych
krokach od domu

im dalej od Polski
tym bliżej do świata
w którym kosmopolici upijają się wolnością
do nieprzytomności ducha

8 lipca 2011

Katyń - historia w obliczu poprawności politycznej


Polska zawsze była „drzazgą” w oczach naszych sąsiadów. Dowodem tego są nie tylko rozbiory, ale także działania państw ościennych wobec Polski w czasie II wojny światowej. Mord katyński był jednym z takich wydarzeń w historii polski, którego celem było wyeliminowanie określonej grupy ludzi stanowiącej w owym czasie „podporę” naszego kraju.
Przez pół wieku komuniści starali się zatuszować prawdę o Katyniu. Dopiero po 1989 roku Rosjanie oficjalnie przyznali się do tej zbrodni. Teraz, kiedy minęło ponad 20 lat, możemu jawnie mówić o Katyniu.
Powinno się uświadamiać Polaków o zbrodni katyńskiej, a zwłaszcza młodych, gdyż jeśli w umysłach zostanie zakorzeniony ten temat, to w przyszłości stanie się on rzeczą oczywistą, omawianą powszechnie na lekcjach historii w każdej szkole.
Z samych słów trudno zobrazować sobie ogrom zbrodni, dopiero przeczytawszy autentyczne listy, pamiętniki oraz po obejrzeniu zdjęć z 1943 r. można wyobrazić sobie jak straszliwy był mord katyński. Wcześniej miałam styczność z filmem „Katyń”, który poruszył moje uczucia, ale nie rozwiał wszystkich wątpliwości.
Warto przeanalizować zbrodnię katyńską na tle innych morderstw dokonywanych na Polakach, wtedy można wysnuć wnioski i postawić zasadnicze pytanie, które ukazuje jak polityka ingeruje w naszą historię: jeśli Katyń jest uważany za symbol ludobójstwa na Polakach w czasie II wojny i ogromnego bestialstwa ze strony Rosji, to do jakiej rangi zbrodni zalicza się rzeź wołyńska? (mord wykonany na około 60 tys. Polakach przez ukraińskich nacjonalistów w czasie II wojny światowej)
W czasie komunizmu był zakaz mówienia o zbrodni katyńskiej, aby nie rozgniewać naszych „braci” Rosjan. Dziś Polska jest wolnym krajem, dlatego mówimy o Katyniu, „odrabiając” poprzednie lata naszego przymusowego milczenia. Owszem należy kultywować pamięć o ofiarach stalinowskiej zbrodni, tylko dlaczego tuszujemy inne ludobójstwo? Nie chcemy obrazić Ukraińców? Przecież to nasi dobrzy sąsiedzi, chcemy pomóc im przybliżyć się do zachodu, dlatego nie wolno wytykać im błędów?
Nasza świadomość historyczna nierzadko jest wynikiem obecnej polityki i rządu. Ja w swoim życiu często kieruję się uczuciami, dlatego ogrom zbrodni oceniam nie po celach i ideach, ale po skutkach i ofiarach. Pewne jest to, że każda osoba zasługuje na pamięć i poszanowanie. Być może w przyszłości Polacy dojrzeją do tego, aby mówić otwarcie o rzezi wołyńskiej, tak jak teraz informowani jesteśmy o Katyniu po latach długiego milczenia.
            Katyń jest jedynym tak nagłaśnianym ludobójstwem w Polsce, choć na naszych rodakach dokonywano wielu innych zbrodni (akcja AB, zbrodnia w Ponarach). Jeśli my sami nie zadbamy o historię swojego kraju, nie będziemy szerzyć prawdy, to inne państwa będą dowolnie „interpretować” przeszłość na swoją korzyść. Każdy naród wstydzi się historii, która odkrywa jego mroczną i haniebną przeszłość.
Katyń różni się od innych zbrodni tym, że to ludobójstwo jest nadal palącą raną, która przypomina o zakłamanej propagandzie i sowieckiej podłości.
Aby Polska liczyła się w świecie potrzebni są Polacy, którzy pierw będą szanować swój kraj i pamiętać o przeszłości, niezależnie od obecnej polityki czy osób przemawiających ze szklanego ekranu. 

4 lipca 2011

Grzesznik w mieście

moją formą pokuty jest kostka brukowa
pod białą powieką
i spanie na chodniku
w towarzystwie zwierząt ulicy

życie spędzam na obserwacji
ludzkich pleców
i tyłach czasu który płynie jak krew
w żyłach narkomana

w mieście końce świata są efektowne
jak skok z wieżowca
albo śmierć w kałuży
pod nogami

kiedy liczysz na człowieka
dostajesz poduszkę
dla lepszego spania
ostatnie koło ratunkowe
rzucone dla topielca

Energy Level Low - Zepsute dziecko bogatego miasta

3 lipca 2011

„Obce rzeczy wiedzieć dobrze jest, swoje – obowiązek”

Sława! – pozwolę sobie na początku przywitać was w taki sposób, jaki czynili to Słowianie kilkaset lat temu. Potraktujcie to jako wstęp do odległych czasów, które postaram się przybliżyć.
Zauważyłam, że Polacy posiadają dziwną przypadłość dostrzegania piękna w rzeczach obcych i innych. Nie lubimy (nie chcemy?) się przyznawać do swoich korzeni, co niestety prowadzi do tego, że zanika w nas nasza prawdziwa tożsamość i błądzimy w niewiedzy o naszych najstarszych przodkach.
Dziś jest mi wstyd się przyznać, że tak późno zainteresowałam się Słowianami, o których kiedyś na lekcji się „zasłyszało”. Najczęściej były to informacje powierzchowne, ułamki tego, co pozostawili po sobie nasi przodkowie (będący niegdyś najliczniejszą grupą etniczną w Europie). Przykro jest, że ucząc się o kultury greckiej i rzymskiej (znając na pamięć panteon starożytnych bogów), zapominamy o swojej kulturze; nie potrafimy poprawnie napisać imienia boga Świętowita - słowo „Światowid” nie jest imieniem boga tylko nazwą posągu odnalezionego w XIX w nad rzeką Zbrucz. Mieczysław Potocki (uważany za miłośnika starożytności), który otrzymał ten posąg, nadał taką nazwę owej figurce, uważając, że przedstawia ona najważniejszego boga Słowian, nazywanego także przez dawnych Rusinów Perunem (władca nieba i piorunów).
Słowianie, będąc politeistami, czcili nie tylko Świętowita, ale także inne bóstwa. Do najważniejszych należą między innymi Swarog (bóstwo solarne, związane z ogniem), Swarożyc (uważany za syna Swaroga, utożsamiany ze słońcem), Chors (bóstwo lunarne), Weles (bóg podziemi i zaświatów) oraz boginie: Perperuna, Mokosz, Kupała (od jej imienia wywodzi się także święto Kupały, inaczej sobótka lub potocznie nazwa - noc świętojańska).
Pomimo napływu chrześcijaństwa i początkowo przymusowego wyznawania katolickiej wiary, wiele ze słowiańskich zwyczajów i obrzędów na stałe zagościło w naszej kulturze. Często nie zdajemy sobie sprawy, że zwykłe powiedzenia, odruchy czy święta zawdzięczamy naszym rodzimowiercom. Nie witamy się przez próg, bo kiedyś pod progiem składano prochy przodka. Ze słowiańskich tradycji wywodzą się też dożynki, Zaduszki (Dziady), malowanie pisanek czy śmigus-dyngus. Podobnie odpukiwanie w niemalowane drewno. Nasza narodowa tolerancja też ma uzasadnienie. Słowianie schwytawszy wroga trzymali go w niewoli, ale traktowali z pokorą (jeniec otrzymywał jedzenie, najczęściej karą było obcięcie włosów, gdyż dla Słowian bujne owłosienie jest oznaką wolności). Często taka osoba za odpowiednią opłatą miała szansę wyjść na wolność.
Słowianie oprócz Słońca czcili drzewa i potoki. Szanowali naturę i umieli z niej rozsądnie korzystać. Wiedzieli, że posiada ona potężną siłę oddziaływania na człowieka, dlatego swoje domy budowali w okolicach drzew, które pozytywnie wpływały na fizjologię i samopoczucie(lipa, dąb, klon, sosna, świerk). Przyroda była częścią religii Słowian, dlatego do dzisiejszych czasów zachowało się tak mało posagów ich bóstw. Nasi przodkowie z początku modlili się do drzew, dopiero później tworzyli małe świątynie lub rzeźbili (w wapnie, kamieniu bądź drewnie) podobizny bogów, co podpatrzyli u chrześcijan.
Ważnym elementem duchowości słowiańskiej była koncepcja osi świata (axis mundi) w postaci drzewa kosmicznego, które rośnie w centrum Ziemi. Jego korzenie sięgają świata podziemnego, pień znajduje się w świecie ludzi, a korona drzewa rozpościera się majestatycznie w krainie bogów. Wierzono też w koncepcję trzech światów: Nawie (miejsce niejawne, do którego udawały się duchy zmarłych), Prawie (siła sprawcza, byt nadrzędny), Jawie (świat namacalny, rzeczywistość). Kapłana dawni Słowianie określali słowem „żyrzec”. Wyraz ten wywodzi się od „ofiarować”, dlatego też na kapłana współcześnie mówi się „ofiarnik”. Taka osoba składała ofiary w świątyniach zwanych „gontyną” bądź pod drzewem, które miało duże znaczenie dla Słowian. Ofiary mógł składać każdy, nie tylko kapłan.
Starożytni Słowianie, w przeciwieństwie do wielu plemion ówczesnej Europy, nie posiadali rozbudowanej hierarchii społecznej. Nie dzielili się jak inni na plebs i arystokrację, i nie posiadali dynastycznych władców. Te struktury organizacyjne pojawiły się znacznie później, w zetknięciu z chrześcijaństwem. Jak to powiedział jeden z historyków: „Czuli siłę, jaką daje wolność pomiędzy równymi.”
Nazywanie naszych przodków poganami w dzisiejszych czasach kojarzy się negatywnie. Najczęściej myślimy o takich osobach jako o zacofanych, których religia była zabobonem. Początkowo słowo „pogan” (łac. pagus – wioska) nie było pogardliwe. Dopiero później jego użycie zostało nasilone przez religie monoteistyczne w odniesieniu do innowierców i ateistów, przez co stało się obraźliwe.
Dziś słowiańskie zwyczaje zostały zapomniane, a „ślady” naszej rodzimowierczej kultury są widoczne w polskich powiedzeniach i chrześcijańskich świętach. Warto pamiętać o słowiańskiej tolerancji czy gościnność. Należy kultywować tradycje, aby nie odeszły w zapomnnienie, lecz przypominały o naszej narodowej tożsamości, która kształtuje polską mentalność.




30 czerwca 2011

Cierpienia młodego męża

głośniejsza od bomby jest moja wściekła żona
kiedy nie dostaje prezentów w łóżku

głośniejszy od niej jest tylko mój mózg
który skrzeczy jak smażony stek bzdur 
na jej patelni wydumanych słów

razem tworzymy symfonię wrzasków 
a przy kolejnym plasku zastanawiam się 
czy naszego domu nie odwiedzi pan Rubik 
który będzie dyrygował z pistoletem w ręku

przecież codziennie obdarowuję ją komplementem
„jesteś najpiękniejszą dziewczyną 
(pod latarnią)”

nie rozumiem 
dlaczego denerwuje się kiedy mówię „odurzasz mnie”
to prawie jak „kocham cię"
w stanie odprężenia


„szukaj aż znajdziesz”

szukałem miłości 
w teatrze uczuć

znalazłem żonę
pod (bl)okiem na bazarze
jak improwizowała 

z iście kobiecą wyobraźnią


„proś a będzie ci dane”

więc proszę
żeby nie kazała mi więcej spać w pokoju obok
bez klamek
bez ciepła

bez niej

29 czerwca 2011

Narzeczony

mój narzeczony cierpi na arytmię uczuć
ma atak bezdechu na myśl o wielkich ideach
które szarpią rękaw pidżamy 
i nie dają spać po nocy

jestem wolną słuchaczką
na jego wykładach fizyki
ciał które nie mają (o)bycia w marzeniach

chodzimy razem na wieczory
poezji codziennych zdarzeń
na których wypalamy absurdy
życia w rzeczywistości

jestem z człowiekiem 
który spadł z wierzchołka świata
po nocy przespanej w niewłaściwym terminie

dlatego tak mnie pociąga
za sobą w sieć zmarszczek
i gładzi codziennie jak najczulszą rzeźbę

28 czerwca 2011

Recenzja powieści "Kirinyaga"

Kiedy przypadkowo w moje 
ręce trafiła „Kirinyaga” Mike’a Resnick’a, słynnego amerykańskiego pisarza fantastyki naukowej, z początku odniosłam się do niej sceptycznie. Nie pochwalam książek science fiction, po prostu nie obchodzą mnie roboty czy wojny pomiędzy obcymi cywilizacjami. Być może to stereotypy utwierdziły mnie w przekonaniu, że fabuła książek o tej tematyce kręci się tylko wokół zmechanizowanych ludzi i wymyślnych statków kosmicznych o napędach rakietowych. „Kirinyagę” polubiłam od pierwszego rozdziału i dzięki niej przekonałam się do innych książek s-f.
Po przeczytaniu krótkiej notatki z tyłu książki byłam zdziwiona, a jednocześnie zaciekawiona, że tematem przewodnim „Kirinyagi” jest opis życia kenijskiego plemienia Kikuju. Akcja książki rozgrywa się w latach 2123-2137 na planetoidzie o nazwie Kirinyaga (góra Kenia w języku Kikuju). Ostatni przedstawiciele plemienia Kikuju znużeni  Kenią, która stała się według nich drugą Europą, pragną żyć zgodnie z tradycją ich plemiennych przodków i wyruszają w kosmos z planem wykreowania swojej utopii na planetoidzie. Mundumungu Koribo staje się duchowym przewodnikiem Kikuju, ustanawia nakazy, które mają sprawić, że ich idealny świat będzie istnieć jak najdłużej i zaszczepia w młodych współplemieńcach miłość do tradycji. Jednak w rzeczywistości stworzenie utopii nie jest proste. Wiele osób chce żyć wygodniej i wolą korzystać z usług „białych” mieszkających na Ziemi, co nie godzi się z zasadami Koribo. Kikuju są gotowi porzucić rady swojego mundumugu i zmienić plemienną tradycję. Zaczyna się okres, kiedy Kirinyaga może stać się drugą zeuropeizowaną Kenią. Koribo staje przed trudnym zadaniem uratowania utopii.
Książka jest zbiorem kilku opowiadań, zawsze na początku każdego rozdziału (opowiadania) pojawia się krótki wstęp, pewien rodzaj przypowieści nawiązujący do tradycji i religii plemienia Kikuju. Narratorem
w książce jest Koribo, co sprawia że można wczuć się w emocje głównego bohatera i zrozumieć jego tęsknotę za Kenią nie skażoną przez białego człowieka, a jednocześnie sprawia to, że wiemy o wszystkich wydarzeniach w wiosce i jesteśmy poinformowani o szczegółach (wszak Koribo był niekiedy ważniejszy od samego wodza Koinnage, dlatego wiedział o wszystkich sprawach dotyczących współplemieńców).
„Kirinyaga” choć skupia się na trudnościach jednego plemienia tak naprawdę ukazuje problemy współczesnego świata. Ciągły pęd za nowymi technologiami, materializm człowieka i jego wrodzony instynkt rozwojowy sprawia, że tradycje i inne wartości powoli zanikają. Można pomyśleć, że Mike Resnick nieco pesymistycznie ukazał nam wizję istnienia utopii i jej kryzys, sądzę jednak, że amerykański pisarz dobitnie uświadomił nas, że utopia jest jedynie naszym irracjonalnym wymysłem . Człowiek nie jest w stanie stworzyć idealnego świata i zawsze z jednej skrajności popada w drugą. Często nie docenia prostych rzeczy, gdyż ma naturę rewolucjonisty i zawsze będzie dążył do zmian, które w jego mniemaniu mają ułatwić życie. Jednak to, co nowe, nie zawsze jest lepsze.
Książkę polecam nie tylko wielbicielom science fiction, ale przede wszystkim osobom, które interesują się człowiekiem i problemami współczesnego świata. Także dla miłośników etnografii historia plemienia Kikuju poszerzy ich wiedzę, a „Kirinyaga” stanie się przyjemną lekturą i zapewne na długo pozostawi smutek i zmusi do refleksji oraz zastanowienia się nad pewnymi kwestiami dotyczącymi nas samych.

24 czerwca 2011

Milczenie jest ZŁOtem

Czy milczenie jest pozytywnym rozwiązaniem problemów, czy tylko szerzy niejasności i utrudnia komunikację z ludźmi? Chwilowe "zamilknięcie" w czasie rozmowy nie jest szkodliwe, ponieważ daje czas na zastanowienie i zrozumienie pewnych zachowań. A co z ludźmi, dla których milczenie jest codziennością, nie dającą się zmienić?
Powiedzenie "milczenie jest złotem" stawia w trudnej sytuacji tych, którzy odczytują słowa powierzchownie. Przykładowy Kowalski inaczej zrozumie owo zdanie i zapragnie zarabiać na milczeniu. Firma Niezobowiązujących Słuchaczy byłaby kuszącą ofertą dla egoistów i ludzi, którzy nie cierpią krytyki. Pan Kowalski wysłuchałby z przyjemnością każdego gościa i oczywiście za opłatą pomilczał lub poprzytakiwał głową w ramach realizacji przewodniego hasła firmy. 
Inaczej sprawa ma się z ludźmi, dla których milczenie jest sposobem na przetrwanie życia. Niezabieranie głosu w dyskusji, to wspaniała okazja do tego, aby unikać konfliktów. Milczenie odbiera możliwość wyrażenia swojej opinii, co wiąże się z brakiem asertywności i akceptacją złych decyzji. 
Ciągłe milczenie, to krok do ascetycznej pokory. Przerywanie zdań i niedomówienia zaowocowałyby manią gryzienia się w języki i zbiorowym przekonaniem, że życie człowieka składa się z ofiary i masochizmu. A zamykanie ust, na które cisnie się bluźnierstwo prawdy, znacznie ułatwiłoby pracę kościelnych "maklerów" (wystarczy jedna formułka "Milczenie jest złotem", a wierni wierzą, że czynią dobrze). 
Najgorsze jest to, że mam świadomość tego, iż moje milczenie w grupie osób, jest tak samo wkurzające jak gadulstwo ludzi, których słucham. Mam nadzieję, że pewnego dnia przełamię tę rutynę i odnajdę swój złoty środek w komunikacji z innymi ludźmi.


20 czerwca 2011

Wpływ kultury popularnej na kulturę etniczną




Zespół Żywiołak



Kultura popularna, rozwijana przez ponad sto lat, stała się w dzisiejszych czasach „autorytetem” większości nastolatków i podstawowym „pokarmem” w życiu ludzi. Dzięki mediom i globalizacji jest spotykana w każdym cywilizowanym kraju. Wiele osób chcąc nie chcąc obcuje z tą kulturą, gdyż jej promocja stała się tak nasilona, że wyparła większość regionalnych zwyczajów i pokryła się z narodową kulturą. Każdy kraj pod względem etnicznym różni się tradycjami i mentalnością. Niestety ludzie zapominają o swoich korzeniach i dają się wciągnąć w wir kultury popularnej, gdyż ta staje się dla nich atrakcyjniejsza, barwniejsza, prosta i nie wymaga dociekania o prawdę swojego narodu. Dzisiejsze społeczeństwo szuka zabawy, a kultura popularna jest dla nich jedyną możliwością obcowania z jakimikolwiek dziełami. Nawet jeśli są to twory infantylne, ale trafiające w gusta masowych odbiorców.
           Medialność kultury popularnej sprawia, że w krajach o różnej obyczajowości zanika narodowy indywidualizm. W każdym radiu leci ta sama muzyka, ponieważ została okrzyknięta światowym hitem; filmy, które oglądamy w polskim odbiornikach telewizyjnych, są identyczne jak w krajach zachodnich, czy na północy Europy, a architektura w miastach jest podobna (wieżowce, biurowce itp.). To wszystko sprawia, że społeczeństwo także staje się identyczne. Osoba przestaje się wyróżniać z tłumu, ubiera się podobnie, bo podporządkowana jest modzie, staje się szarym człowiekiem, który popiera komercyjny charakter kultury popularnej. Tym samym gusta ludzi stają się jednakowe, a człowiek mający inne upodobania, czy sposób myślenia jest w większości wyśmiewany i niezrozumiany przez „masę”, która ma te same wzorce i „autorytety”.
Muzyka pop, która charakteryzuje się prostymi brzmieniami i „lekkością” słuchania, na stałe utrwaliła się w umysłach ludzi całego świata. Dziś, co niektórym z pewnością trudno wyobrazić sobie życie bez skandalicznej Dody i Lady Gagi. Także życie Michaela Jacksona wydawało się być podporządkowane medialnemu rozgłosowi. Kiedy machina rozrywkowa zatrzymałaby się, w brukowcach byłoby mniej tematów o interesującym życiu piosenkarzy, a co za tym idzie – nuda w życiu „szarych mas”.
Jednak sądzę, że kultura popularna nie jest stuprocentowo złym zjawiskiem dla narodów. W tym miejscu za przykład podam muzykę celtycką, która jest charakterystyczna dla krajów zachodnich wysp. Rozwój mediów sprawił, że utwory te stają się coraz bardziej znane i lubiane w innych państwach. Powstają zespoły w Polsce, które grają folk irlandzki („Beltaine”, „Banshee”, „Carrantuohill„), czy nawet Brazylii - „Tuatha de Danann”, chociaż muzyka tego ostatniego zespołu jest charakteryzowana jako folk metal. Kolejny przykład, tym razem dotyczący zespołu z naszych stron, to „Żywiołak”, który teksty czerpie z dzieł Leśmiana („Świdryga i Midryga”) i nawiązuje do Słowian, więc w pewien sposób szerzy nasze rozdzime tradycje. Wszystkie te grupy muzyczne łączy jedna wspólna rzecz – zaistniały dzięki mediom, czyli wytworowi kultury popularnej.
Pomimo tego, że kultura popularna tworzy i rozprowadza własne dzieła, a jej masowość i prostota sprawia, że staje się ona przystępna dla każdego odbiorcy i wypiera pewne wzorce regionalne, to jednak nie każdy utożsamia się z „szara masą”. Taka osoba potrafi charakteryzować się odrębnością i wykazuje zainteresowanie kulturą narodową. Trzeba wiedzieć, że to zawsze od ludzi i ich chęci oraz świadomości kulturalnej będzie zależeć, czy dany kraj zatraci swoje tradycje i etniczny indywidualizm, czy nadal będzie wyróżniał się swoimi obyczajami w świecie.

19 czerwca 2011

Jaki pan taka... krowa i vice versa

W swoim życiu widziałam wiele krów, całe stada wypasające się leniwie na pastwisku. Za każdym razem wydawały mi się jednakowe. Mają ogon, są śmierdzące, ruszają gębą jakby żuły gumę. Zajmują się seryjną produkcją min i zmuszają mnie do wcielenia się w rolę sapera. Niejednokrotnie na własnym bucie poczułam „wybuch” takiej bomby. Podsumowując w moim mniemaniu są to zwierzęta głupie, ale i złośliwe, którymi można łatwo manipulować. Ot, taki człowiek dwa razy mniejszy od zwierzęcia ciągnie krówkę w dowolne miejsce, ustala jej warunki życia i miejsce zamieszkania. Mućki znacznie potężniejsze (waga, kopytka i te sprawy) nie atakują istoty ludzkiej, tylko biernie poddają się jej woli. A kiedy są głodne robią muu… jakby szukały solidarności w reszcie krów. A człowiek kiedy jest głodny mówi kur… i dobitnie informuje o swojej frustracji tym jednym zwrotem, którego nie ujawnię w całości. Z tego powodu nasuwa mi się myśl, że człowiek w wielu aspektach jest podobny do krowy.
Ludzie karmieni są „pożywną trawą” w postaci kultury masowej. Taki „pokarm twórczy” zaspokaja większość społeczeństwa. „Szara krowa” rzadko kiedy zastanawia się nad problemami egzystencjalnymi czy filozoficznymi, bo żyje w świecie, gdzie wszystko z góry jest narzucone i ustalone. Światopogląd jest kształtowany przez media, moda dyktowana przez projektantów, religia ustalona przez rodziców, a jedzenie przez firmy, które czerpią jak największe zyski z naiwności ludzkiej. Tak jak nasze mućki, które podlegają człowiekowi, a ten na zwierzętach hodowlanych czerpie materialne korzyści.
Jak to w dużej zbiorowości bywa i wśród krów zdarzają się przypadki oryginalności i odrębności od reszty. Nie wszystkie krasule są łaciate, wiele zwierząt ucieka z uprzęży czy po prostu daje solidnego kopa właścicielowi, co jest wyrazem pewnego buntu. Niestety taka krowa mało kiedy znajdzie wsparcie u innych, więc konsekwencje za swoje czyny ponosi sama, a problem przeżywa w wewnętrznym osamotnieniu.
Zgodnie z religią chrześcijańską człowiek posiada wolną wolę, co sprawia, że stoi najwyżej w hierarchii stworzeń na świecie. Trudno zdefiniować to pojęcie, kiedy żyje się w dzisiejszych czasach, gdzie człowiek kieruje się instynktem w zaspokojeniu najprostszych potrzeb. Nawet reklama zwykłego serka (dla dzieci) w telewizji rozpoczyna się grą wstępną kochanków. Widocznie takie jest współczesne założenie marketingu, że konsumenci od małego są karmieni pożądaniem by w przyszłości wyrosnąć na społeczeństwo kierujące się namiętnościami, które decyzje podejmuje pod wpływem emocji (często tych najbardziej prymitywnych).
Skoro mućki nie wszczynają buntów, my mamy ciągle mleko i wołowinę na obiad, człowiek żyje jak mu „ktoś” nakazał, ja codziennie oglądam coraz bardziej zwierzęce zachowania ludzi, to oznacza, że tak „musi” być. Lepiej poczekam na utopię w swoim pokoju i nauczę się być człowiekiem. I mam taką cichutką nadzieję, że za te wszystkie „herezje”, które napisałam w tym felietonie, obrońcy praw człowieka nie spalą mnie na stosie.